czwartek, 20 września 2012

Katowanie polszczyzny



Ostatnio podczas wywiadu radiowego pewien polski polityk stwierdził: „Musimy to zaimplementować…”. (od angielskiego IMPLEMENT – wdrożyć, wprowadzić). Jak widać słowo „wdrożyć” jest naszemu politykowi nieznane lub budzi u niego niezrozumiałe skądinąd obrzydzenie. To że w biznesie mówi się: „produkt jest poza naszym rejndżem (od angielskiego RANGE – zakres), czy nie mamy produktu na stoku (STOCKS – zapasy magazynowe) już nikogo chyba nie dziwi, ale kiedy osoba publiczna sadzi takie kwiatki...  Hmm…
Swego czasu miałem okazję odwiedzić naszą Polonię w Chicago. Zasłyszałem tam zdanie (matka zwracała się do dziecka): „Nie siedź na florze. Usiądź na karpecie, bo kolda złapiesz”. Dla niewtajemniczonych tłumaczenie: "Nie siedź na podłodze. Usiądź na dywanie, bo się przeziębisz”. Ktoś inny tam powiedział: „Mam dobrą insiurę” (z angielskiego INSURANCE – ubezpieczenie). No cóż, wypada polecić niektórym osobom publicznym bliższe kontakty z Polonią amerykańską. Niech się dalej zgłębiają arkana poprawnej polszczyzny. Nam szaraczkom będzie dane śledzić ich postępy w radio i telewizji.

czwartek, 30 sierpnia 2012

"Do domu było daleko" przesunięte.


Prequel do „Męskiej sprawy” – życie Juliusza Kwiatkowskiego, nauczyciela Adama Gawlika – ukaże się dopiero w przyszłym roku. A miał być wrzesień 2012. Cóż, trudno.
Powieść obejmuje czas od roku 1939 do lat siedemdziesiątych w PRLu. W losy Juliusza Kwiatkowskiego wkomponowałem działalność Cichociemnych, Powstanie Warszawskie, rzeź wołyńską na Ukrainie, syberyjskie zsyłki, konflikty zbrojne w Korei i w Wietnamie, kryzys kubański za Kennedy’ego i PRL-owską rzeczywistość. Dużo tego. Na moje oko 600 stron w wersji drukowanej zrobią. Myślę, że wyszło ciekawie. Mało znane fakty historyczne pomieszałem z fikcją literacką (podobnie jak w „Męskiej sprawie”). Będzie co czytać. Szkoda że dopiero za parę miesięcy.

Polska powieść za granicą

Gdzieś ostatnio przeczytałem, że za granicą nie ma zainteresowania polską literaturą współczesną. Uważa się ją za trudną i nadmiernie wyszukaną (w tłumaczeniu na język ludzki: nudną jak flaki z olejem i „nawiedzoną”). Wychodziłoby na to, że polscy pisarze są gorsi od swoich zachodnich kolegów. I tu ręce mi opadają. Pewnie, tak najłatwiej. Problem w tym, że za granicą promuje się polską literaturę w tej cięższej wersji, bardziej ambitnej. Łatwej już nie, bo środowiska opiniotwórcze się jej najwyraźniej brzydzą. Amerykanie nie mają takich problemów i ich książki najczęściej średniej klasy, ale takie, które da się czytać, podbijają rynki światowe. Nic dodać, nic ująć. Niech żyje zaścianek!

Nie lubię kryminałów.


Fakt, za kryminałami nigdy nie przepadałem. Zarówno za filmami jak i powieściami. Ale pewnego dnia zaintrygowała mnie niezwykła popularność Marka Krajewskiego, więc pomyślałem, że może czas mienić nastawienie. Wziąłem się za klasykę, czyli „Śmierć w Breslau”. Przeczytałem i... nadal nie lubię kryminałów. Widać nie znam się na literaturze wysokich lotów. O ironio, jakiś czas temu zostałem zaproszony do udziału w Międzynarodowym Festiwalu Kryminału, który odbędzie się we Wrocławiu w drugiej części października. Niby prawda, że sensację (moją działkę) wrzuca się do jednego worka z kryminałem. Ale chyba nie do końca słusznie.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Tak to się zaczęło...


Jest rok 2007. Żona namawia mnie, bym na razie dał sobie spokój z tworzeniem książek do angielskiego i napisał coś „dla normalnych ludzi”, czyli powieść. Wkrótce powstała „Męska sprawa”. Jakiś czas po tym, gdy pojawiła się w księgarniach dostałem nietypowy telefon.
- Nazywam się Sławomir Petelicki – poinformował mnie surowy głos w słuchawce. – Przeczytałem pana powieść i znalazłem tam odnośniki do swojej osoby.
„No to pięknie” pomyślałem. „Jeszcze mi tylko brakowało procesu o naruszenie dóbr osobistych.”
Zacząłem coś bąkać na usprawiedliwienie, ale zaraz potem słowa Sławomira Petelickiego wprawiły mnie w osłupienie:
- Dzwonię, żeby panu serdecznie powieści pogratulować.
Dzięki późniejszemu spotkaniu i kontaktach telefonicznych, miałem spory materiał na kolejną powieść: „Cena honoru”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że zawiera ona wiele autentycznych wydarzeń, o których przeciętny człowiek nie wie nic. I tak powinno pozostać.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Blogowanie czas zacząć...

"Jak cię nie ma w internecie, to nie istniejesz". Ktoś powiedział, więc założyłem dzisiaj bloga. Dopilnuję, żeby wpisy nie były nudne, tak jak pilnuję, żeby czytelnicy nie nudzili się z moimi powieściami.
Co na początek? Może to: Znowu dostałem maila od czytelnika, a właściwie od czytelniczki tym razem (na mail służbowy - zawsze człowieka znajdą). "...czytam Pana książki z zapartym tchem..." i odnośnie mojej pierwszej powieści - "...nawet nie wyobraża sobie Pan, jak bardzo chcę ją przeczytać..." ("Męska sprawa" na rynku jest nie do zdobycia nawet dla mnie). Chciałoby się powiedzieć parafrazując tekst kabaretowy: pisarz to ma klawe życie. No pewnie. Ale rzeczywistość wbrew pozorom nie jest już aż tak różowa, o czym może napiszę w przyszłości.